środa, 2 kwietnia 2014

Logicznie rzecz ujmując.

Na pierwszy rzut oka- kompletnie nielogiczne.
Ale gdyby przyjrzeć się temu z bliska, odsuwając stereotypy, które dorosłemu zakłócają odbiór, to coś w tym jest... I wtedy dorosłym brak słów, żeby wchodzić w jakiekolwiek dyskusje...
A. dostał od Taty rower. I to nie byle jaki rower, tylko taki już dużakowy, od którego w najbliżczym czasie można odkręcić boczne kółka. W związku z tymczasową chorobą i brakiem ładnej pogody, A. mógł jeździć rowerem po domu. Więc rower- ze zwykłego środka transportu- awansował na pojazd policyjny, złodziejowy, strażacki...
F. jeszcze wtedy raczkował i spotkali się chłopcy w przedpokoju. F.- na czworakach, raczkiem. A.- na rowerze, który wtedy odgrywał rolę policyjnego. Wpadamy z Mamą Zbójców do korytarza i wydajemy z siebie jakieś nieartykułowane dźwięki, widząc niebezpiecznie malejącą odległość między chłopakami. Udało się zatrzymać przednie koło roweru niecałe dziesięć centymetrów od rączki F.
-A. Nie możesz jechać, gdy F. idzie. Musisz się wtedy zatrzymać i dać mu przeczłapać, bo może stać się katastrofa!
-Ale, ale... Ale ja przecież trąbiłem!-odpowiada A., zaskoczony, że ktokolwiek ma mu coś do zarzucenia.
No bo przecież trąbił.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Bawimy się z Dużakami na placu zabaw, gdzie stoi olbrzymia pajęczyna. Chłopaki siedzą na samej górze i mnie wołają, żebym tam do nich wlazła. Udało mi się wgramolić do połowy. No i zabrakło mi odwagi, żeby wspiąć się choćby na dodatkowe 15 cm.
-Chłopaki, nie dam rady! Ja się boję wysokości!
-Boisz się wysokości?- odpowiada zaskoczony A.- A ja się nie boję wysokości. Ja się tylko boję, że spadnę.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Robiliśmy kiedyś z A. robota. Oto efekt naszej twórczości:


No i wiadomo- robot ręce ma, nogi ma, dorobił się nawet butów. A. zaczyna kawałki słomek przyklejać na brzuchu robota. Myślę- pewnie komputer, guziki, przyciski. Ale- myślę- na wszelki wypadek zapytam:
-A., co to będzie?
-Kama, nie wiesz?! On jadł obiad, pochlapał się i jedzonko mu się do koszulki przykleiło!

--------------------------------------------------------------------------------------------

Organizujemy czasami małe, chłopakowe święta. Jest Dzień A. i Dzień T. Wybraniec jest w tym dniu odbierany z przedszkola wcześniej, albo w ogóle nie idzie, ale za to ma zapewnione atrakcje z którymś z Rodziców. Ostatnio T. pojechał z Mamą do Kopernika. Po wyprawie przychodzą do domu i T. z wypiekami opowiada jak było:
-No i był tam taki robot, co wszystko potrafi! I trzeba było klocki układać, i miodem pachniało, i stałem w dużej bańce, i trzeba było siadać na krzesełkach i instrumenty grały!
-Łał, T., to super! Poopowiadaj mi jeszcze, bo ja nigdy takich atrakcji nie widziałam!
-No... Trzeba było pojechać metrem, a później pojechać autobusem i skręcić, i już jesteś na miejscu, wiesz?
-Wiem!
-To pojedź tam i sama zobacz.

--------------------------------------------------------------------------------------------

Siedzimy z Chłopakami przy stole pałaszując drożdżówki na podwieczorek. Pokazuję im przy tym naklejki, które im przyniosłam. Odzywa się T.:
-Kama, jesteś lepsza od Dziadka!
-Jej, T. czemu?
-Bo robisz nam często prezenty!
Ja- zmieszana, próbuję jakoś zmienić punkt widzenia T. i wybrnąć z sytuacji.
-Ale T.! Przecież Dziadek też Wam robi często prezenty! I kupuje Wam duże zestawy klocków, i zabawki... Pamiętasz kuchnię, którą A. dostał? Była ogromna! Albo Twój zamek! Przecież zajmuje pół pokoju! A ja? Ja Wam czasami kupię drożdżówę, albo przyniosę naklejki... Czasem narysuję Wam laurki. I to wszystko. To na prawdę niewiele...
-Kama, a pamiętasz te puzzle, które nam narysowałaś z wozem strażackim?! Przecież były gigantyczne!

---------------------------------------------------------------------------------------------

Wpadam rano do Zbójców. A. przy stole lepi ślimaczki z plasteliny. Ślimaki, jak to ślimaki- są kolorowe, noszą czapeczki z makaronu, mają kolegów, swój plac zabaw i rodziców.
-A.... A dlaczego ten ślimaczek jest w różowe kropki? Czy on ma wysypkę?-przekomarzam się.
-Nie, Kama... Przecież ślimaki nie mają wysypki!
-No... To może zachorował na ospę?
-Ślimaki nie chorują na ospę...
-A. To co mu jest? Może malował farbami i się pobrudził?
-Kama!- krzyczy A., któremu sił już braknie na tłumaczenia oczywistych oczywistości- Przecież ślimaki nie mają farb i pędzelków! One nie mogą malować farbami!
-A.... Powiedz mi, czemu on ma kropki, bo nie wytrzymam!
-No dobra, już dobra... Powiem Ci. On jadł naleśniki z jagódkami i się pobrudził.



-----------------------------------------------------------------------------------------------

No i na koniec historia z dzisiaj.
Razem z T. i F. odbieraliśmy A. z przedszkola.
F. w wózku, T. na rowerze.
T. pędził pierwszy, przejechał przez bramkę i gdy ta już się miała zamknąć, podbiegł A., żeby mi ją przytrzymać.
-Dziękuję A. za pomoc! Mój Ty dżentelmenie!
Nie zdążyliśmy jeszcze przekroczyć progu osiedla, gdy T. był już przy drzwiach do klatki i krzyczy:
-Halo! A.! Potrzebuję dżentelmena, żeby mi drzwi otworzył!
-Już biegnę!!!- i A. popędził.
W windzie staram się wytłumaczyć co i jak:
-T., ale dżentelmenem można być tylko w stosunku do kobiet. Pomagając im, będąc kulturalnym i w ogóle...
Na co odzywa się naburmuszony A.:
-Kama, ale ja do wszystkich jestem dżentelmenem!

-----------------------------------------------------------------------------------------------

I takie sytuacje lubię najbardziej. Gdy nielogiczna dziecięca logika staje się logiczna. Gdy dziecko tłumaczy Ci swój punkt widzenia w taki sposób, że słów Ci brak...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz