piątek, 21 marca 2014

Paćka.

Piszę pod wpływem impulsu!
Gdy opowiadam o dzieciakach, ludzie mówią mi, że jestem nienormalna, powariowałam, zgłupiałam lub... (tu powinnam użyć kilku niecenzuralnych słów). Ale co ja na to poradzę?
Jaram się tym!
F. je samodzielnie, rączkami. Pojawiają się też pierwsze próby chwytaia łyżki lub widelca. Widelcem operuje już nieźle, a co do łyżki to radzi sobie... po swojemu. Najpierw jedną rączką nakłada coś na łyżkę, którą trzyma w drugiej ręce. Później chwyta łyżkę łapkami z obu końców. I zlizuje to, co zdołało się na niej utrzymać.
A dzisiaj była zupa. Gęsta, brejowata.
Znacie to obłędne uczucie, gdy wkładasz dłoń w taką letnią breję? I nie- nie dwa palce. Całą dłoń. Aż ciarki tańczą na plecach. Z zachwytu! Kark się rozluźnia, gdy ciapka przechodzi Ci między palcami, a w dodatku wydaje fajny, kleisty dźwięk. Rechotaliśmy oboje. I przyznam się, że chyba ja głośniej. Niby zmialona papka, ale przyklejając sobie kawałek marchewki do wierzchu dłoni, czujesz grudki ziemniaków pod palcami.
To jak wyrabianie kruchego ciasta, tylko dużo lepsze.
Najbardziej magicznym momentem podczas całego obiadu była jedna, krótka chwilka, która zachwyciła i mnie, i F.
Wziął moją upaćkaną dłoń w swoją- też upaćkaną- malutką. I zaczął bawić się moimi upaćkanymi palcami. Chwytał to za jeden palec, to za drugi. Potem chwycił wszystkie. A na koniec, chcąc przybić mi piątkę, przeplótł swoje paluszki między moimi. I się wzruszyłam. Rozkleiłam się nad tą bladożółtą breją.
Bo jest coś magicznego, coś nieziemskiego, coś wielkiego w tych małych, badających otoczenie rączkach. Wszechświat się zatrzymuje, gdy dziecko chwyta Cię za rękę. A do tego te grudki. I ten ciapkający dźwięk. I ta klejąco-oślizła maź, między Twoimi palcami. I ta rączka. Paluszek. Duże oczy, przyglądajace się temu wszystkiemu w oszołomieniu.
Oszalałam z nadmiaru bodźców. Uświadomiłam sobie, że chyba ten mój roczny Zbójec odkrył przede mną coś, czego do tej pory nie zaznałam. Pozwolił mi poznać świat w sposób, w jaki on go poznaje.
Słowa nie potrafią opisać tego, jak się czułam. Ile frajdy mi to sprawiło. Jak wyostrzyły mi się zmysły. Zaczęłam czuć każdy milimetr swojego ciała. Poczułam łaskotanie za uszami, na łydkach, a nawet w zgięciach łokci.
Mam ochotę krzyczeć ze szczęścia!



Zawsze powtarzali mi: jedz ładnie, nie rozlewaj, siedź prosto, nie jedz rękami, nie poplam się.
A od dzisiaj wprowadzam bunt.
Chcę doświadczać.
Chcę doświadczać nawet tak prozaicznych rzeczy, jak zupa między palcami, jak przyklejona marchewka, rozgnieciony banan.
Buntuję się!

Żałuję tylko, że tak późno.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz