czwartek, 27 lutego 2014

Sznurkowa wyprawa.

Czyli- jak dostarczyć Kamie wrażeń...

Zorganizowaliśmy spacer do naszego ulubionego sklepu z drobiazgami- po sznurki. Starszaki chcieli bransoletki z Buddą.
No to poszliśmy....
Punkt pierwszy programu obejmował drugośniadaniowe drożdżówki, które Chłopcy postanowili zakupić jakieś 50 m od domu- no bo 'buchy' puste, po nogi się 'zmęczają', itd. Wybrali sobie smakowite buły w pobliskiej galerii, usiedli grzecznie przy stoliku i pałaszowali, obserwując w telewizorku sposób produkowania stefanek, pączków i ciastek z gruszką. A ja siedziałam w kąciku, popijając upragnione tego poranka Latte i zastanawiając się, jakie to przygody nas czekają.
Buły zostały pochłonięte, o czym świadczyły wyraźne ślady lukru na pyszczkach malców. No to kierunek- łazienka. Kilometrów narobiliśmy, zanim udało nam się wypatrzyć znaczki informacyjne, bo jak na złość ochroniarz gdzieś się ukrył, a w sklepach ani żywej duszy, bo jeszcze pioruńsko wcześnie. W końcu trafiliśmy. I tu pierwsze schody- damska czy męska? Teoretycznie chłopcy już sobie sami radzą z czynnościami toaletowymi, ale wizja ich szarpiących się z warstwami kurtek, zimowych spodni i innych części garderoby sprawiła, że zdecydowaliśmy się jednak na damską.
Tuż za drzwiami łazienki chłopcy jak jeden mąż stwierdzili, że ich pęcherze nie wytrzymają i oni muszą. Kama siku! I tyle ich widziałam. Rozbiegli się po kabinach z prędkością odpowiadającą ich wiekowi (czyli niestety bardzo, bardz szybko), oczywiście w dwóch różnych kierunkach. I o ile T. poradził sobie bez problemu, to zza drzwi A. słyszę lekko spanikowany ton:
-Kama... Nie mogę otworzyć drzwi...
Tak. Zamknął się na zamek. Nie mogłam się na niego gniewać, bo sama wiem, jak bardzo kusi zamek w drzwiach- szczególnie w toalecie. No, ale teraz... Co zrobić, żeby nie wpaść w panikę?
-A., spróbuj przekręcić zamek...
-(Zirytowany, że go nie słucham) Kiedy mówię Ci, że nie mam siły!
-(Myśl, co robić... Myśl!!!) A. Najpierw zrób siusiu. (Do ogólnego przerażenia zbędne nam są zasikane spodnie.)
-Już zrobiłem!
-To teraz spróbuj przekręcić zamek w prawą stronę...
-A która to jest prawa?
-(Fuck!) To ta ręka, którą rysujesz...
-(Ogromnie dumny) Ale ja umiem rysować dwiema! :)
-(Fuck! Fuck!) Przekręć ten (cholerny) zamek w stronę kabiny, w której siedział T.
-Nie mogę. Przecież mówię Ci, że nie mogę!
I co tu zrobić?
Z zewnątrz nie otworzę, bo nie dam rady.
Dziura pod drzwiami za mała, żeby A. się przecisnął.
Nie zostawię go tam samego, bo wpadnie w panikę. A ja już zdążyłam wpaść.
T. z nim też nie zostawię, bo przecież nie możemy się rozdzielić.
Nic, tylko siąść i płakać.
I w tym momencie wchodzi anielica moja, wybawczyni- Pani z pobliskiego sklepu. Wyjaśniłam sytuację i kobiecina w te pędy poleciała po ochroniarza. On też zbyt wiele nie zdziałał, bo z zewnątrz otworzyć nie da rady- no cóż. Pani, ja biegnę po śróbokręt. Trzeba zamek wykręcić. I poleciał. Ledwo drzwi się za nim zamknęły, a z kabiny wychodzi zadowolony A.:
-Kama wyszedłem! Jednak miałem siłę!
Poczekaliśmy na ochroniarza, który przybiegł ze wsparciem w postaci P.M. i S.Z.N. (Pana Mietka i skrzynki z narzędziami). Podziękowaliśmy, uśmiechnęliśmy się uroczo i czym prędzej uciekliśmy ze sklepu. Prawie czym prędzej, bo jeszcze pragnienie się odezwało- jak zwykle na poważnych wyprawach.
Po sznurki dotarliśmy już bez niespodzianek.W sklepie narobiliśmy trochę zamieszania- jak to my i szczęśliwie wróciliśmy do domu dziergać nasze cuda.
Chłopaki chwalili się później bransoletkami (na które z kolei ich Tata patrzył dziwnie, bo były przepiękne, kolorowe, błyszczące i chyba ciut zbyt dziewczęce jak na jego gust).
-Kamcia, ja wybrałem takie koraliki- prezentuje T.- I mam jedno serduszko, żeby pamiętać, że mam Cię kochać!
-A ja mam też serduszka. I czerwone też mam. Żeby kochać Babcię i Dziadka, bo oni lubią czerwony. A Ty co masz?
-Ja mam to co zawsze-opowiadam.- Mam Buddę, mam aniołki i mam chłopczyka.
-A ten chłopczyk jest po to, żebyś pamiętała, że masz nas kochać?
-Tak.
-A te dwa?
-To są aniołki.
-A możemy być Twoimi Aniołkami? A chłopcem będzie F.?
-Możecie.
-A tu jest Pan Budda?
-Tak.
-A co robi Pan Budda?
-Siedzi i myśli.
-A o czym myśli?

I kolejne popołudnie minęło nam uroczo na buddyjskich historiach. A sytuacji z łazienkowymi drzwiamy zdawali się w ogóle nie zauważyć. Ja za to zauważyłam.
Nigdy więcej wizyt w toaletach.
Od dzisiaj sikamy pod krzakiem, a ręce myjemy w strumyczkach.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz